Jednym z mitów, w które Polacy po 1989 r. naiwnie uwierzyli, było rozliczenie się Niemiec z nazistowską przeszłością. Po 1949 r., to jest po powstaniu dwu państw niemieckich, w obu z nich z różnych przyczyn tego procesu zaniechano.
Podczas walk w Azji, z partyzantami Wietkongu, lata spędzone na froncie wschodnim przynosiły b. żołnierzom Waffen-SS owoce
Ba, w RFN ludzie mający na rękach krew przymusowych robotników stali się biznesową elitą kraju. Ale i gdzie indziej specjalistów z czasów Trzeciej Rzeszy przyjmowano z otwartymi rękami. Choć głośno się tym nie chwalono – napisał Instytut Staszica w recenzji książki George’a Roberta Elforda „Diabelska gwardia”, opublikowanej ostatnio przez warszawskie wydawnictwo DeReggio.
„Diabelska gwardia” opowiada – w sposób bardzo ciekawy – o takim zaangażowaniu specjalistów z Waffen-SS. Tych, którzy nabyli doświadczenia w walce z partyzantami podczas bojów na Wschodzie. Mniejsza, jak ta walka wyglądała i komu za zdobywanie tego doświadczenia przyszło zapłacić własnym życiem. Podczas walk w Azji, z partyzantami Wietkongu, lata spędzone na froncie wschodnim przynosiły owoce.
Książka stara się pokazać nie tylko piekło walk w azjatyckich dżunglach, ale i wniknąć w mentalność esesmanów
Książka, którą można nazwać „beletrystyką faktu”, stara się pokazać nie tylko piekło walk w azjatyckich dżunglach, ale i wniknąć w mentalność esesmanów. Zresztą nie tylko ich. Bo podział wojen na sprawiedliwe i niesprawiedliwe traci sens, gdy oceniać ich wpływ na ludzką psychikę. Zresztą, zwykle obie strony walczą z głębokim przekonaniem, że właśnie ich sprawa jest słuszna i sprawiedliwa. Poza najemnikami, którzy wojnę traktują jako rzemiosło. O czym, między innymi, opowiada „Diabelska gwardia”.