Podczas gdy Ministerstwo Finansów promuje obrót bezgotówkowy i chce forsować przepisy, które będą stopniowo ograniczały możliwość posługiwania się tradycyjnym pieniądzem, to prezes NBP Adam Glapiński stoi na stanowisku, że obywatele powinni mieć wybór. I w tym sporze, patrząc z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa i społeczeństwa, to on stoi na absolutnie słusznym stanowisku - napisał na homeandmarket.eu Michał Fiszer.
Jego zdaniem jednym z najskuteczniejszych dziś sposobów na całkowite sparaliżowanie państwa, a nawet na zadanie przeciwnikowi bardzo poważnych strat, tak materialnych, jak i również osobowych, jest uderzenie na system energetyczny państwa - na zaopatrzenie w energię elektryczną. Bo co jesteśmy w stanie zrobić bez prądu? Nic.
Zacznijmy od naszego własnego domu. Przede wszystkim nie mamy oświetlenia, przestaną też działać lodówki i zamrażarki, a zatem latem popsuje nam się cała zgromadzona żywność. Z kranów przestanie też lecieć woda, a zimą przestaną grzać kaloryfery. Zatrzymają się windy w wieżowcach, wyłączy się internet, przestaną działać telefony komórkowe i stacjonarne, nie uruchomimy komputera. Nie zatankujemy samochodu, bo nie będą działać elektryczne pompy przy dystrybutorach paliwowych. Stanie też cały przemysł, ale fatalne konsekwencje może to mieć na przykład w hutach, w których może dojść do nieodwracalnych strat.
Tyle tylko, że do takiego paraliżu doprowadzić może tylko seria silnych ataków rakietowych i lotniczych. Trzeba efektywnie wyeliminować elektrownie, zniszczyć podstacje, część ważnych linii przesyłowych, by naprawa zniszczeń i przywrócenie zasilania w prąd było procesem trudnym i długotrwałym. Jednak są też sposoby, by nie gorszy paraliż wywołać bez żadnych kinetycznych ataków rakietowych czy bombowych, czyli bez żadnej wojny – siedząc przy przysłowiowym biurku i komputerowej klawiaturze. O ile pierwszy scenariusz jest mało prawdopodobny, bo wymaga pełnoskalowego konfliktu zbrojnego, który nikomu się nie opłaca, to ten przedstawiony poniżej - jest bardzo realny i może się zdarzyć zawsze.
Paraliż bankowych systemów finansowych to prawdziwa tragedia. Błyskawicznie doprowadzi do katastrofalnych skutków. Zatrzyma się cały transport, bo nikt, ani osoba prywatna, ani przedsiębiorca z samochodem dostawczym lub ciężarówką, nigdzie nie kupi paliwa, nie mogąc zapłacić kartą albo wykonując przelew. Do sklepów nie dotrze więc zaopatrzenie, ale to akurat nie problem – bo przecież w sklepach nikt nic nie kupi. Bardzo szybko zatem zostaniemy bez podstawowych środków do życia. I co dalej? Jak sobie państwo poradzi z taką sytuacją?
W ogóle sobie nie poradzi. Jak ma bowiem zaopatrywać 38 milionów ludzi w podstawowe produkty żywnościowe na własny koszt? Jak to w ogóle zorganizować? W jaki sposób przejąć towary znajdujące się w hurtowniach, w sklepach? I rozwozić je do domów? Rejestrować przydziały? Przecież to zupełnie absurdalne? A może inaczej - zamienić wszystkie szkoły, przedszkola i inne podobne placówki w wielkie jadłodajnie i tam żywić 38 milionów obywateli? Przygotowując za pomocą służb państwowych prawie 120 milionów posiłków dziennie? Przecież to absurdalne!
Jeśli jednak ktoś zdoła sparaliżować systemy komputerowe 12-15 najważniejszych banków, to właśnie coś takiego się zdarzy! Nigdzie nic nie kupimy. No dobrze, ludzie, którzy się na wsi znają, wezmą coś tam jak zwykle – na zeszyt. Jednak trzy czwarte ludności w miastach po prostu zostanie bez najprostszych środków do życia. Masowy głód, jaki wywołał Stalin na Ukrainie w latach 30., to nic w porównaniu z tym, co mógłby zrobić zdolny haker lub grupa takich hakerów.